Graham na Facebook'u

30 czerwca, 2015

VI
Mat upuścił wino które wcześniej kurczowo trzymał oburącz. Szklana butelka rozbiła się a pyszny, czerwony trunek rozlał się na panele. Wstałam i pobiegłam do łazienki po szmatkę. Gdy już wszystko wysprzątałam przyłączyłam się do moich gości. Wszyscy byli skrępowani i zasmuceni. Siedzieliśmy nie odzywając się ponad 10 minut. W końcu Ed przerwał te męczarnie.
- No… przydałoby się nowe winko – Jakie irytujące było jego ciągłe zdrabnianie słów. Nie był nawalony a humor miał zbyt dobry. Pewnie coś jarał. – Matt, leć do sklepu – Rudy wyjął z kieszeni jeansów banknot i wcisnął Mattowi w dłoń. Sam odchylił się do tyłu i wygodnie oparł o kanapę. Przysunął swoją dłoń w stronę Matta i poklepał go po plecach. – no leć. – Brat Eda był zapatrzony w punkt gdzieś daleko. Ocknął się dopiero gdy został pogoniony przez rudego. Wyszedł bez słowa. Suzy siedziała zasmucona wpatrując się we mnie.
- Suzy, nie wyjeżdżam na wieczność. – podeszłam do niej i usiadłam. Znajdowałam się pomiędzy nią a Edem. Przytuliłam delikatnie do siebie malutką, zagubioną w tej chwili Suz.
- Ja wiem, tylko będę bardzo tęsknić. Musisz dzwonić codziennie. – Lekko się uśmiechnęła. Wiedziałam, że nie chce abym przejmowała się jej smutkiem i rozczarowaniem. - Chcę polecieć, popracować trochę, za rok wróciłabym do Londynu z powrotem. - Suzy spłynęła łezka po policzku.
- idę się ogarnąć. – wstała i ruszyła w stronę łazienki.
Odchyliłam głowę do tyłu. Ed w sekundę objął mnie jak małe dziecko które chce dostać zabawkę i przytulając się do mojego brzucha mamrotał.
- ja też będę tęsknić Grahamku.
-  co ty ćpałeś? – odsunęłam go od siebie. Na mojej twarzy ukazał się lekki rumieniec i mina zabójcy.
- Nic – Ed usiadł na swoje miejsce. – Tak naprawdę to jest super pomysł. Jesteś nawet mądra. – roztrzepał mi włosy ręką i pstryknął palcami w nos. Byłam strasznie poirytowana. – tak naprawdę nie będę tęsknił. Jadę z tobą – Jego ogromny uśmiech był paraliżujący. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nigdy nie przepadałam za nim. Nie rozumiałam go.
- Co? Jak to? – zapytałam zupełnie zbita z tropu.
- Odpocznę troszkę, na wsi zawsze jest przyjemniej. – wyciągnął ręce do góry, po czym założył je z tyłu głowy. Był naturalnie wyluzowany.
- Ty chyba sobie żartujesz? Moi bracia mają sad. Na wsi trzeba ciężko pracować a ty się do tego nie nadajesz leniu. – puknęłam go wskazującym palcem w czoło. Oboje się zaśmialiśmy.
- no to mnie nauczysz, prawda? – Znowu ten jego dziwny uśmieszek. Przerażał mnie.
- Nie podoba mi się to, Ed. Przecież nie przepadamy za sobą.  – Rudy przysunął się do mnie i powiedział cicho
- mi się podoba, o której ten lot? – Matt wpadł do pokoju. Na szczęście. Szybko podszedł do nas i postawił butelkę na stoliku. Usiadł pomiędzy nami rozpychając Eda. Przytulił mnie do siebie i dosyć mocno ścisnął
- Jak ja wytrzymam bez tego cholernego Grahama taki szmat czasu? - wstał z kanapy i zobaczyłam, że ma lekko poczerwieniałe oczy, płakał.– lecę po kieliszki.
- to o której ten lot? – zapytał ponownie rudy.
- o 10:00. Wytłumaczysz mi co ty kombinujesz?
- pogadamy podczas lotu. – Ed wyjął telefon z tylnej kieszeni spodni i szybkim ruchem odblokował ekran. Zauważyłam, że pisze do kogoś smsa.
- Pijemy! – Matt postawił kieliszki na stoliku i szybko otworzył wino. Wstałam, postanowiłam iść po Suzy. Weszłam do toalety bez pukania. Suz poprawiała swój makijaż. Oparłam się o drzwi i uśmiechnęłam.
- Chodź, już jest nowe wino.
Po 5 rozlaniu powoli traciłam kontrolę nad swoim umysłem. Picie nie było dobrym pomysłem tego wieczoru. Suzy i Matt zasypiali a ja dostawałam „ADHD”, za to Ed nadal był taki jak zawsze.
- dzwonię po taksówkę. Mattowi już starczy, a Suzy chyba też już wymięka. – rudy stał się troskliwy.
- Matt! - Przytuliłam z całej siły mojego przyjaciela. Myślę, że z trudem wywnioskował kto go tak przytula. – Słaba z ciebie główka! Będę strasznie tęsknić za tobą! – przesunęłam się jeszcze bliżej niego aby chwycić Suzy.
- Będę dzwonić codziennie, nie martw się – mocno ją przytuliłam.
- będę tęsknić – spojrzała na godzinę w ekranie swojego telefonu – już 12! Ja się zbieram kochana. – Suzy wstała i mocno mnie wyściskała. Potem wyszła. Zostałam z prawie śpiącym Mattem i przygłupim Edem.
- dawaj Matt – chwyciłam go i spróbowałam postawić na nogi. Rudy wstał, lekko się chwiejąc. Chwycił mnie w pasie i rzucił się na łóżko. Oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Nocuje dziś u ciebie. – Jego oczy cały czas były zamknięte a uśmiech nie znikał mu z twarzy
- dobrze, jak chcesz. Wstałam i poprawiłam sukienkę. Ed również wstał i podszedł do mnie.
- odprowadzisz mnie?
- to konieczne?
- tak. – uśmiechnął się lekko po czym skierował się ku wyjściu. Wyszliśmy z bloku. Ed usiadł na pobliskiej poręczy. – nie uważasz, że to droczenie się i wmawianie, że się nie lubimy jest dziecinne?
- Jakie znowu udawanie? Nigdy za sobą nie przepadaliśmy a teraz ty zachowujesz się jakbyś chciał się zaprzy..
- zaprzyjaźnić, bo chcę!
- tego to się nie spodziewałam ty rudzielcu! – zaśmiałam się głośno.
- nadmiar alkoholu? – Ed wstał, podszedł do mnie blisko, objął w pasie i podniósł do góry. 
- nadmiar zioła? – stuknęłam go w czoło palcem i zeskoczyłam na ziemię.
- słuchaj, taksówka stoi tam – wskazał palcem miejsce – jedziemy nią razem na imprezę
- co? Przecież ja jutro lecę, muszę wypocząć!
- no chodź – Ed złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Ruszyliśmy do auta. Zaczęłam się śmiać, nie dość, że byłam pijana to jeszcze manipulowana. Skoro rudy chciał się zaprzyjaźnić to dlaczego by nie spróbować?
Klub do którego zabrał mnie Ed był niewielki. Dużo osób było na parkiecie, więc mogliśmy sobie spokojnie wybrać miejsce siedzące. Usiadłam na skórzanej kanapie przy małym stoliku.
- pójdę zamówić drink – było mi wszystko jedno więc kiwnęłam głową zgadzając się. Rozłożyłam się na luksusowej, czerwonej kanapie i przyglądałam się ludziom. W klubie przeważały spite, roznegliżowane kobiety. Większość z nich tańczyła. Kątem oka udało mi się wyłapać kilka przystojnych mężczyzn. Zaczęło mi się kręcić w głowie, więc przymknęłam lekko oczy.
- siemaneczko, już jestem!  - Ed postawił dwa drinki na stoliku i usiadł obok mnie.
- wiesz, że te zdrabnianie słów jest strasznie irytujące? – sięgnęłam ręką po szklankę i upiłam dwa łyki schłodzonego, pysznego drinka.
- mi się podoba – rudy również wziął łyka po czym wstał – chodź na parkiet! – nie dając mi wyboru chwycił moją dłoń i przyciągnął do siebie. 
Wiedziałam, że ten podrywacz umie nieźle tańczyć, ale nie spodziewałam się takiego szoku. Był wręcz niesamowity! Kiedy skończyła się piosenka, zdyszani zajęliśmy swoje miejsce.
- jestem pod wrażeniem! Nie wiedziałam, że tak dobrze tańczysz! Jesteś świetny! – zaczęłam się głośno śmiać. Ed patrzył na mnie z lekkim uśmiechem pijąc swojego drinka.
-  wypadałoby już wrócić do domu, przecież ja jutro wylatuję!
- przecież ja też! – Ed zaczął się śmiać. Oparł głowę o moje ramię i głośno westchnął. – dopijmy i możemy wracać!
Będąc już pod moim blokiem rudy również wysiadł z taksówki.
- chwila, to ty nie mieszkasz trochę dalej? – zapytałam zaciekawiona.
- no mieszkam ale przenocuję u ciebie, nie masz nic przeciwko? – byłam lekko zdziwiona, przecież wiedziałam, że Ed to totalny podrywacz, mimo to zaufałam mu. Uwierzyłam, że chce się zaprzyjaźnić. Matt nocował u mnie, ale Ed?
- niech będzie – zachichotałam. Nigdy więcej alkoholu w obecności Edka.
Weszliśmy do mieszkania, podeszłam do kanapy w zupełnej ciemności i usiadłam przy nogach Matta. Byłam padnięta. Odchyliłam głowę do tyłu opierając ją na oparciu i zamknęłam oczy. Wszystkie myśli z dzisiejszego dnia ukazywały mi się w formie obrazów. Było ich tak wiele. Tak dużo się dziś zdarzyło. Miałam ochotę odpłynąć i zasnął. 
Nagle poczułam na oczach ciepłe ręce. Zesztywniałam. Poczułam oddech tuż przy moim uchu. Rozum kazał mi uciekać, ale zmęczenie i alkohol górowały. Siedziałam zmizerniała i próbując się skupić modliłam się, żeby nie zwymiotować.
Nagle oddech przy uchu zaczął się zbliżać w stronę ust. Usłyszałam kroki. Ktoś, kto stał za mną przemieszczał się i w kilka sekund był już przede mną. Jego usta lekko dotknęły moich. Ręce powoli zsuwały się z moich oczu, gdy już całkowicie je odsłoniły, objęły mi całą twarz. Zauważyłam twarz Eda tuż przed moją. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale i na to nie starczyło mi sił. Uśmiechnęłam się lekko i spróbowałam odepchnął rudzielca. Bezwładnie ruszyłam rękoma, ale jedyne co udało mi się zrobić to machnąć nimi może jakiś centymetr.
- co się ze mną dzieje? – ledwo udało mi się wymówić te słowa.
- ćsiii – Ed uciszył mnie i wsadził swój język do moich ust. Nie poczułam nic. Byłam pewna, że zwymiotuję, gdybym mogła kopnęła bym go z całych sił. CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE? Tylko to krążyło mi po głowie. Nie mogłam się ruszyć, sprzeciwić. Chociaż w pewien sposób nie było mi z tym źle, to nie było też przyjemnie. Nie minęła minuta, gdy na plecy Eda rzucił się Matt wywalając go na ziemię. Zdezorientowany Ed zaczął się szarpać i wymachiwać rękoma.
- Ty porąbany podrywaczu! Nie dotykaj Grahama! TY PERFIDNY ZBOCZEŃCU !- Matt krzyczał na całe moje mieszkanie, zaczęłam chichotać pod nosem. Nagle mój przyjaciel złapał twarz Eda w jedną rękę i zaczął wręcz syczeć.
- Jeszcze raz ją dotkniesz to powyrywam ci nogi z dupy słyszysz?!?! – zaczął go dusić. Nie wiedziałam co mam zrobić. Matt nigdy nie był taki agresywny, alkohol źle na niego działał. Wstałam i szybko pobiegłam zapalić światło. To znaczy… chciałam to zrobić ale w połowie drogi upadłam bezwładnie na ziemię.
- Graham! – Matt krzyknął i podbiegł do mnie – nic ci nie jest? Nic ci ten drań nie zrobił? – postawił mnie na nogi i położył na kanapie. Ed zapalił światło i usiadł obok mnie.
- Co miałem jej zrobić? Nawet nie zaprzeczała, podobało jej się – jego uśmiech był nie do opisania. Szczerzył się jakby osiągnął swój sukces życiowy.
- nie widzisz ze nie mogę się w ogóle poruszać?! – krzyknęłam i zaczęłam się śmiać. Ed również się zaśmiał.
- DOSYPAŁEŚ JEJ COŚ?! JA CI ZARAZ…- Matt znowu rzucił się na Eda, ale tym razem rudy zrobił unik i złapał brata.
- No Matt, lepiej idź już spać, chodź do sypialni. Żebyś mnie o nic nie posądzał położę się z tobą. – Ed podniósł go i poszedł do sypialni gasząc światło.

Co się właściwie stało? Co by się stało jakby Matt nie zainterweniował? Bałam się o tym myśleć, ale na szczęście po chwili zasnęłam.







18 kwietnia, 2015

V
Szliśmy pustym chodnikiem w całkowitej ciszy. Byłam pewna, że jak Matt tylko piśnie słowem uderzę go. Zaczynało się robić chłodno więc przyśpieszyliśmy. Wokół było dużo piętrowych domów, gdzieniegdzie przepiękne ogródki. Po równych dziesięciu minutach znaleźliśmy się na tzw. "rozdrożu", gdzie w prawą stronę szło się do mojego mieszkania, a w lewą do domu Sheerana. Nie zastanawiając się usiadłam na drewnianej ławeczce i spojrzałam na Matta. Miał na sobie czarną kurtkę, jeansowe spodnie i czarne buty sportowe. Jego ruda czupryna była w całkowitym nieładzie, zapewne przez wiatr. Nagle zaczął kropić deszcz, ale tutaj to było na porządku dziennym. Przymrużyłam lekko oczy, nadal wpatrując się w postać mojego kolegi. Wpatrywał się w swoje buty, unikając ze mną kontaktu wzrokowego.
- jesteś podły, zrobiłeś to złośliwie. - wymierzyłam w niego oskarżający palec. 
- Graham, dobrze wiesz, że takie podrywy i zauroczenia są płytkie. Dobrze wiesz, ale mimo to, robisz tak.
- proszę? - nie wierzyłam, w to co słyszę. - to tylko niewinny flirt, poza tym, kiedy ja się ostatnio zakochałam, zauroczyłam. No kiedy? - szybko wybuchałam gniewem, a w szczególności kiedy ktoś mnie tak oskarżał. Wstałam i z pełną odwagą patrzyłam mu w oczy. Deszcz zmoczył nas na tyle porządnie, że wyglądaliśmy jak mokre kury. Matt jak mokra ruda kura. Niecierpliwie czekałam na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony, ale on był obojętny, albo rozmyślał. Ja miałam ogromny mętlik w głowie, nie potrafiłam się skupić. Zaczęłam nerwowo przebierać nogami. Jego postawa, wpatrywanie się w chodnik było żenujące. - A może ty po prostu jesteś zazdrosny? - Uśmiechnęłam się, może to było dosyć perfidne z mojej strony, ale sam mnie do tego zmusił. 
- Chyba sobie żartujesz? - Popatrzył na mnie wzrokiem przepełnionym pogardą. Oboje zaśmialiśmy się. Matt podszedł do mnie, objął w pasie i uniósł do góry. Cały czas się śmialiśmy. Pokręcił się chwilę i postawił mnie na ziemię. 
- Ok, wyjaśnię ci to przy herbacie dobrze? - patrzył na mnie błagająco.
- No dobra, idziemy. - Skręciliśmy w prawą stronę. Szliśmy ponownie w milczeniu, ale tym razem atmosfera nie była tak napięta. Przemierzaliśmy drogę szybko, gdyż deszcz nadal padał. Minęliśmy mały sad mojego starszego sąsiada, Kilka domków, osiedle, aż w końcu znaleźliśmy się przed blokiem. Weszliśmy do środka i poszliśmy schodami na drugie piętro. Przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je na szeroko. Wpadłam pierwsza do domu i nastawiłam wodę na herbatę. Usiadłam na krzesełku w kuchni i czekałam na Matta. Po chwili wparował rudy. Usiadł naprzeciwko mnie i podwinął rękawy swojej bordowej bluzy. 
- No więc, jaki masz problem. - nie chciałam dłużej przeciągać tej bezsensownej sytuacji.
- Nie chcę po prostu, żeby ktoś Cię skrzywdził. Chyba przyjaciele się o siebie troszczą nie? - gestykulował ręką. - Niech ten cały Raker...
- Riker. - poprawiłam go.
- No, Riker. Niech wie, że nie jest łatwo Cię zdobyć. - O matko Matt...Schowałam twarz w dłonie z zażenowania. Woda się gotowała. Wstałam z krzesła i uderzyłam z pięści swojego kumpla w ramię. On zareagował śmiechem.
Zrobiłam nam herbaty i w mgnieniu oka myłam już kubki. 
- Dobra to ja już będę się zbierał, ty też zjedz sobie coś i odpocznij
- Co ty nie powiesz?
Uścisnął mnie na pożegnanie i wyszedł. 
______________________________________________________________

Leżałam wygodnie w swoim łóżeczku, przykryta kocykiem. W ręku trzymałam kubek z gorącą czekoladą. Wreszcie miałam chwilę na spokojne przemyślenie spraw. Musiałam coś ze sobą zrobić. Kilka godzin spędziłam na myśleniu. O godzinie 21:00 Wstałam z łóżka i krzyknęłam.
- Wiem!
______________________________________

Otworzyłam oczy i przekręciłam głowę w lewą stronę. Zegarek wskazywał 8:38. Powoli wstałam, wzięłam prysznic, założyłam szarą, zwiewną sukienkę i przepasałam ją brązowym, cienkim paseczkiem. Zrobiłam sobie delikatny makijaż. 
Poszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki dżem. Zrobiłam, dwie kanapki, ale zjadłam tylko jedną. Po śniadaniu poszłam do pokoju i usiadłam przed ogromnym oknem, z którego widok przenosił mnie na duży ogród sąsiada Marksa. Siedziałam w ciszy i czułam się błogo. Nagle mój telefon zawibrował. Nie chciało mi się wstawać, więc siedziałam dalej na ziemi i przymknęłam oczy. Kołysałam się lekko na boki w celu odprężenia. Zapowiadał się ciekawy, pełny radości dzień. Telefon ponownie zawibrował, tym razem długo i nieustająco. Byłam zmuszona wstać. Podeszłam do łoża i odebrałam.
- Tak?
- Graham! przychodź szybko do knajpy, jest ten super blondasek i pytał się o Ciebie.
- Suzy ja też mam ci coś ważnego do powiedzenia. Zaraz będę. Cieszyłam się, ale nie byłam pewna czy dlatego, że spotkam Rikera, czy oznajmię Suzy o swojej decyzji. Chyba z tych obu powodów. 
Wolnym truchtem byłam pod "Onionem" w kilka minut. Przed wejściem poprawiłam czerwony płaszcz i delikatnie roztrzepałam włosy. W środku zobaczyłam Suzy przy ladzie. Jak zwykle przyjmowała zamówienie z ogromnym "entuzjazmem". Weszłam dalej i zobaczyłam Rikera siedzącego w tym samym miejscu co wczoraj. Uśmiechnęłam się na jego widok i machnęłam lekko ręką. On również się uśmiechnął. Podeszłam do lady i uścisnęłam Suz. 
- Co to za wiadomość - była bardzo podekscytowana.
- Przyjdź dziś do mnie o 19, a się dowiesz. - uśmiechnęłam się, wiedziałam, że trudno jej będzie wytrzymać tyle czasu. 
- Słucham? Jesteś podła.A teraz leć do tego przystojniaka! - rzuciła spojrzeniem na Rikera.
Bez słowa przysiadłam się do mojego nowo poznanego kolegi. Zdjęłam płaszcz i położyłam go na siedzenie obok.
- Co słychać? - zapytał zaciekawiony.
- Hmm, w sumie to nic takiego. Dowiedziałam się, że mam super przyjaciela, poznałam przystojnego blondyna, jutro wyjeżdżam, wymiotuję gdy ktoś się całuje. A u Ciebie?
- Czekaj,co? - Riker wydawał się być bardzo zdumiony moją wypowiedzią - Jak to wyjeżdżasz?
- Myślałam, że bardziej zwrócisz uwagę na "przystojnego blondyna"...
- To też, ale gdzie wyjeżdżasz? Nie zobaczymy się już?
- Daleko, ale wrócę jeszcze. Możemy się kontaktować telefonicznie.- próbowałam coś wymyślić.
- Rety, przepraszam Cię, muszę już pędzić, obiecuję, że jeszcze się zobaczymy. - Riker wstał, wziął w rękę swój czarny płaszcz, klepnął mnie w ramię i w mgnieniu oka wyszedł z knajpy. Byłam w rozsypce. Czyżby nie chciał mnie już znać? Postanowiłam się tym nie przejmować. Wróciłam do domu i stwierdziłam, że bieganie pomoże mi w ucieczce od tego mętliku. Założyłam zwykłe, czarne legginsy i za dużą, błękitną bluzę. Wyszłam z mieszkania i Założyłam słuchawki na uszy. Puściłam pierwszą, lepszą piosenkę z telefonu. Wypadło na Edka - Friends. Zaczęłam bieg, może nie minęła nawet minuta zanim znalazłam się obok sadu, w którym siedział sobie staruszek. Automatycznie zatrzymałam się i zdjęłam słuchawki.
-Dzień dobry Panie Marks!- krzyknęłam dosyć głośno, tak aby usłyszał.
- Witaj Graham! - Starszy mężczyzna zbliżał się powoli do bramy. Traktowałam go jak swojego dziadka. Był bardzo mądry, nauczył mnie wielu rzeczy. Dzięki niemu łatwiej było mi rozwiązywać życiowe problemy. W pewnym stopniu zastępował mi rodziców.
- Co u ciebie słychać? - zapytał ze zmęczeniem. Miał już około 80 lat, ale i tak dobrze się trzymał jak na swój wiek.
- wszystko w porządku, jak zawsze. A u Pana?
- jakoś leci.
- Wie Pan, Panie Marks, przyszłam się pożegnać. Jutro wyruszam w świat – powiedziałam dumnie.
- OO! Co to za nowina, niezmiernie się cieszę. Pamiętaj tylko żeby wrócić do domu. Ale jak już będziesz tam gdzie jedziesz, wyślij mi pocztówkę. – miłe było to, że nie dopytywał się gdzie zamierzam wyjechać. Ceniłam to sobie. Nienawidziłam wścibskich ludzi.
- Oczywiście, że wyślę! Nie zapomnę o Panu! Do zobaczenia, życzę dużo zdrowia! – krzyknęłam i zamierzałam ruszyć w dalszą drogę, ale usłyszałam jeszcze kilka słów od Pana Marksa na odchodnym
- Ja ci życzę dużo szczęścia!
______________________________________

Byłam już lekko zmęczona, a skończyła się dopiero trzecia piosenka „runaway”. Postanowiłam wracać już do domu. Biegłam truchtem. Na dworze było przyjemnie ciepło, może 6-9 stopni. Byłam radosna, może już wszystko się ułoży? Tak, pewnie tak.
W domu wzięłam gorący prysznic i ponownie założyłam szarą sukienkę. Wyciągnęłam telefon z bluzy leżącej na pralce i napisałam esemesa do Matta: „Przyjdź z Edem o 19, ważna sprawa”. Po minucie odpisał: „Dobrze, na pewno będziemy!”.
Zaczęłam przyrządzać jedzenie, Zrobiłam sałatkę ze składników które znalazłam w lodówce, a do tego pokroiłam bułki grahamki. Uwielbiałam je! Dlatego też, moi przyjaciele dali mi taką ksywkę. „Graham”.
Była już 18:45 więc postanowiłam włączyć muzykę w pokoju. Nie chciałam się ośmieszyć przy Edzie, więc puściłam specjalną playlistę gdzie nie było jego żadnych piosenek. Na pierwszy ogień wypaliła polska piosenka „bez znieczulenia” zespołu „happysad”. Coś ciągnęło mnie do tego kraju. Zapewne to, że się w nim urodziłam i mieszkałam do 8 roku życia. Rodzice postanowili się przeprowadzić, bo trudno im było utrzymać mnie i moich dwóch braci. W Londynie wiodło nam się dobrze, ale po śmierci rodziców, bracia wrócili do Polski, ja zostałam. Sama się zastanawiam, jak to by było gdybym wtedy z nimi wróciła. Nie poznałabym Matta, mojego najlepszego przyjaciela, Suzy super kumpelki, i bogacza, ale z ładnym głosem, Eda. Lubiłam go, chociaż charakterem nie był ani trochę podobny do Matta. Był podrywaczem i takim, troszkę egoistą. Dlatego też nie przyjaźniłam się z nim. Chociaż widywałam prawie codziennie.
Nagle po mieszkaniu rozległ się dzwonek. Ktoś już przybył. Wstałam poprawiłam sukienkę i podeszłam do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Rudego.
- No hej! – Ed odrzekł z entuzjazmem i wparował do pokoju, niczym do własnego domu.
- Cześć, a gdzie Matt?
- Poszedł jeszcze po winko.
Uśmiechnęłam się. Zaprosiłam Eda do saloniku. Usiadł na kanapie i pierwsze co zrobił to poczęstował się chipsami ze stolika. Wziął całą garść i przy okazji porozrzucał kilka na moją przepiękną, zieloną kanapę.
- Świnka – krzyknęłam, po czym usiadłam na fotelu.
- zaraz to posprzątam spokojnie. – Było to dość komiczne.
- niedawno jeszcze biegałeś, a teraz się obżerasz – byłam szczera, niekiedy za bardzo.
- Chyba mi nie zabronisz. – mówił z pełną buzią. Zaczęłam się śmiać. Do pokoju wszedł Matt i Suzy.
- Witam was moi mili, siadajcie. – wskazałam dłonią kanapę. Byli lekko zaskoczeni moim specyficznym humorem. Myślę, że trochę się bali. Podeszli do kanapy i delikatnie usiedli. W tle leciała cały czas piosenka happysad. Nie chciałam dłużyć już tej krępującej niezręczności więc krzyknęłam.

- No więc, Jutro wyjeżdżam do Polski!

13 marca, 2015

IV
Byłam już w połowie drogi do domu Matta, gdy zdecydowałam się skręcić w uliczkę po mojej prawej stronie. Szłam co najmniej pięć minut, wąskim, dosyć tajemniczym chodnikiem. Zapracowani Ludzie co jakiś czas mijali mnie, śpiesząc się. Myślałam nad tym, dokąd. Stwierdziłam, że zapewne do pracy, chociaż było już dosyć późno, dziewiąta rano. Przyglądałam się mężczyźnie który szedł na przeciwko mnie. Jego teczka, jeżeli tak to mogę nazwać, rozpięła się. Wyleciało z niej mnóstwo papierków, karteczek, kilka zeszytów i mały podręczny kalendarzyk. Obserwując zaistniałą sytuację przyśpieszyłam kroku. Podeszłam do owego mężczyzny i ukucnęłam. Z bliska wydawał się dosyć młody. Miał ciemne, wręcz czarne włosy, których chyba dość długo nie obcinał. Przystojny.
- ja pomogę -  Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- boże, dziękuję, ale jestem niezdarny - chłopak złapał się lewą ręką za głowę a drugą sprzątał swoje "papierki". Mamrotał sobie pod nosem. Nawet na mnie nie spojrzał. Zebrałam kilka kartek i ułożyłam je starannie do teczki. Zauważyłam mały kalendarzyk, chwyciłam go i miałam już odłożyć na miejsce, lecz coś przykuło moją uwagę, na stronie z dzisiejszą datą było napisane: "rozmowa o pracę. NIE ZAWAL TEGO!!!!!". Natychmiast odłożyłam kalendarz do teczki. Ciemnowłosy wstał, podziękował, poprawił fryzurę i ruszył w drogę.
Przeszłam jeszcze kilka kroków uliczką gdy spostrzegłam po swojej lewej stronie swoją ulubioną knajpę. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Pomyślałam, że to idealne miejsce na przemyślenie ważnych spraw i podjęcie decyzji.
Otworzyłam szeroko drzwi i wtargnęłam do środka.
- Hej Suzy! - pomachałam ręką mojej koleżance, która z zażenowaniem przyjmowała zamówienia od ludzi. Odpowiedziała mi uśmiechem i wróciła do zapisywania zamówienia składanego przez wysoką, szczupłą blondynkę. 
Właśnie takiego życia nie chciałam prowadzić. Nuda, nuda, nuda. Zero radości z tego co się robi. Poniekąd szkoda mi było Suzy ale sama wybrała sobie takie życie. Nie lubiła się uczyć, jej jedynym zainteresowaniem był sport. Niska, aczkolwiek silna fajna babka. Szkoda tylko, że nie chciała spełniać swoich marzeń. A raczej podporządkowała się swojemu chłopakowi. To on nie chciał, żeby Suzy ćwiczyła. Ona go słuchała, i teraz siedzi za ladą baru którego szczerze nienawidzi.
Próbowałam jej wmówić, że powinna zostawić Drake'a, że to paskudny drań, ale ona nie słuchała. 
Przewijałam w głowie sytuacje z przed roku gdy nagle popchnął mnie starszy facet około sześćdziesiątki. Miał na sobie grubą, ocieplaną szarą kurtkę. W ręku trzymał drewnianą laskę. 
- Możesz się odsunąć? Ludzie chcą wejść do środka! - za wszelką cenę chciał się przepchnąć. Swoją laską zaczął przesuwać mi nogi. Ja jednak stałam w miejscu. - głucha jesteś? - zaczęłam się irytować. - ja mogę być już głuchy ale ty? 
- przepraszam najmocniej ale to, że jest pan ode mnie starszy nie znaczy, że nie może pan używać zwrotów grzecznościowych!
- że co? - chyba naprawdę był głuchy.
- przeproś pan i się odsunę. 
- Ta dzisiejsza młodzież! Nie będę nikogo przepraszał! Wynoszę się! - starszy pan wyszedł. A ja zaczęłam się śmiać, byłam dumna z siebie.
Podeszłam do swojego ulubionego, czteroosobowego stolika ze skórzanymi, czerwonymi kanapami po obu stronach i usiadłam przy oknie. Zdjęłam swój beżowy płaszcz i położyłam obok.
Po chwili podeszła do mnie Suzy.
- co sobie głucha pani życzy? - uśmiechnęła się, pokazując swoje lśniąco-białe uzębienie.
- zieloną herbatę poproszę i dziękuję Suz. - spojrzałam na nią, i również się uśmiechnęłam.
Wyjęłam z kieszeni telefon komórkowy, otworzyłam folder wiadomości i szybkim ruchem wybrałam konwersację z Mattem. 
"Wybacz, ale 'Onion' mnie zachęcił bardziej niż ty :*" - wyślij.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam jak do knajpy wszedł wysoki blondyn. Uśmiechnęłam się, gdyż był bardzo niezdarny przy zdejmowaniu swojego długiego, czarnego płaszczu. Wyglądał komicznie.
Kiedy uporał się z okryciem podszedł do baru.
- dzień dobry! poproszę kawę rozpuszczalną. - wyciągnął pieniądze z tylnej kieszeni spodni i podał Suzy. 
Często przychodziłam do 'Onion' i piłam herbatę, czy też jadłam posiłki. Często też widziałam tego chłopaka. Widocznie knajpa przypadła mu do gustu, tak jak mi.
Nie mogłam się skupić, gdyż blondyn co chwilę mnie rozpraszał, kasłał, mieszał kawę niemiłosiernie głośno, kichał. 
Postanowiłam odpłacić mu się tym samym. Wpatrując się w jego oczy z krzywym, ironicznym uśmiechem osiągnęłam swój cel. Gdy już wprowadziłam go w stan
ogromnej frustracji i zdezorientowania wstałam i podeszłam do niego. 
- hej. Graham. - Podałam mu dłoń. Tym razem mój uśmiech był szczery.
- Riker - blondyn uścisnął mi dłoń. Usiadłam na przeciwko niego.
- no więc, lubisz przeszkadzać ludziom w rozmyślaniach co? - mój śmiech był cichy i troszkę poirytowany. 
- nie, to nie tak. Tylko jestem zdenerwowany - uśmiechnął się. 
- jasne, rozumiem. Wiesz, przychodzę tu dość często i też często cię tu widuję... - skupiłam swoją uwagę na przechodniach za oknem.
- tak, lubię tą knajpkę, jest taka przyjazna. Ja również cię tu często widuję. - Riker nie wydawał się tak entuzjastyczny jak ja. Wydawało się to wręcz niemiłe. Suzy podeszła do stolika i podała mi kubek gorącej herbaty, po czym odeszła bez słowa. 
- Może opowiesz mi coś o sobie? - Blondyn powoli się rozluźniał, spodobało mi się to.
- Eee, nic ciekawego nie mam do opowiadania, nie pracuję i.. hm, uwielbiam czytać książki - nie odrywając wzroku od okna rozmawiałam z Rikerem. - a ty co mi opowiesz? 
- też lubię czytać książki, najbardziej horrory. Nawet mam przy sobie książkę S. Kinga, zamiast opowiadać, mogę poczytać. - chłopak nagle ożył, wyprostował się i oczekiwał odpowiedzi. Jego ręka leżała już na plecaku, była gotowa w każdej sekundzie wyjąć grubą, książkę, czekała jedynie na jakikolwiek znak z mojej strony, lekkie skinięcie głową, czy też uśmiech który znaczył by "tak! jasne, stary, czytaj to najgłośniej jak tylko potrafisz!"
- nie, wiesz co, już to czytałam i nie mam ochoty drugi raz, wybacz - spojrzałam w przepiękne błękitne oczy blondyna. Były hipnotyzujące. 
- nie szkodzi! - Riker zaśmiał się i wziął łyk kawy. Przyglądałam się jak pianka zostaje nad jego górną wargą. Zaśmiałam się i wyjęłam serwetkę z kubka który leżał na stoliku, przetarłam blondynowi usta. 
- dzięki - Riker uśmiechnął się i mrugnął oczkiem. Wybuchnęłam śmiechem. Nie mogłam się powstrzymać, tak reagowałam na wszelkie podrywy ze strony mężczyzn. Było to, można powiedzieć, z lekka przerażające. 
- zastanawiam się, dlaczego wcześniej się nie poznaliśmy. - powiedziałam, po czym wzięłam łyk gorącej herbaty. 
- jestem nieśmiały, dziwne nie? - patrzył mi prosto w oczy.
- czy ja wiem - wzruszyłam ramionami i się zaśmiałam. Z radia zaczęła lecieć piosenka Eda. 
- o kurczę, uwielbiam Eda. Znasz go? - Riker zaczął lekko podrygiwać do muzyki.
- O, znam wyobraź sobie. - zaczęłam się śmiać, znowu. - ale masz ruchy! - wykrzyknęłam. 
- kocie - zaśmiał się. Wyprostował się i wziął kolejnego łyka z kubka. Znowu się ubrudził.
- teraz to było specjalnie. - wskazałam na niego palcem, na mojej twarzy nie było już uśmiechu tylko zła mina. Mina, z lekko uniesioną prawą brwią. Riker w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko. Wyglądał nieziemsko! 
- powinieneś częściej się uśmiechać - zaśmiał się, ja również. Nie wiedziałam, czy to wymuszony śmiech, czy szczery. Obstawiałam szczery.
-Graham!!! - odwróciłam głowę, Matt wytrzeszczył oczy jakby widział potwora. Szybko podszedł do naszego stolika i podał rękę mojemu towarzyszowi.
- Matt
- Riker - uścisnęli sobie dłonie. Blondyn od razu ucichł i spoważniał. Matt usiadł obok mnie i objął mnie ręką. Myślałam, że wybuchnę. 

07 marca, 2015

III
Postanowiłam zostać w domu Matta jeszcze jedną noc. Po przeczytaniu do końca książki zasnęłam jak zbity pies. Obudziłam się następnego dnia, bardzo wcześnie. Wszyscy jeszcze spali więc postanowiłam, że się umyję i ogarnę. Poszłam do łazienki i wzięłam gorący prysznic, ubrałam się w czysty, niebieski podkoszulek i szare spodnie. 
Państwo Sheeran, czyli Matt i Ed, mieli ogromne lustro po prawej stronie łazienki. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na siebie w odbiciu. Dostrzegłam nie za wysoką, ale też nie za niską, chudą postać. Ktoś kto mnie nie zna mógłby pomyśleć, że jestem anorektyczką. Chude nogi, ramiona, bardzo widoczne obojczyki. Ale ja to olewam. Akceptuję siebie taką jaką jestem. Przybliżyłam twarz do lustra, grzywka zasłaniała mi całe czoło. wpatrywałam się w swoje duże niebieskie oczy i małe usta. Śmieszne połączenie.
Wzięłam szczotkę i delikatnie zaczęłam rozczesywać swoje długie, proste, szatynowe włosy. Sięgały mi aż do łokci. Spuściłam głowę w dół i związałam je w niezgrabny kok. Umyłam zęby i pomalowałam usta pomadką ochronną. W końcu była zima, a ja nie cierpiałam suchych, popękanych ust.
Usmażyłam jajecznicę, byłam głodna, co sprawiło, że nie zaczekałam na moich kumpli z jedzeniem. Zjadłam swoją porcję i postanowiłam przejść się na spacer. Poszłam po swój płaszcz i zimowe buty. Ubrałam się i wyszłam z domu. Przeszłam kilka kroków chodnikiem, następnie skręciłam w polną ścieżkę, którą za czasów dzieciństwa wydeptałam razem z Mattem. Ścieżka poprowadziła mnie do niedużego parku. Nikogo nie było. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Ósma. Już zrozumiałam dlaczego nikogo nie ma. Usiadłam na ławeczce i przyglądałam się przyrodzie. Drzewa nie miały liści, wyglądały trochę przerażająco. Trawa była żółto zielona. Wszystko wyglądało mizernie. Nie było bardzo zimno, więc postanowiłam posiedzieć jeszcze kilka minut na ławce i skupić się na mojej przyszłości. 
Niedawno Skończyłam studia, ale nie miałam pracy. Nie chciałam być zwykłym, szarym pracownikiem, który nie cieszy się z tego co robi. Bardzo chciałam zwiedzać różne kraje. Niestety, nie było mnie na to stać. Poza tym, jak z podróży można wyciągnąć jakiekolwiek pieniądze, chociażby na jedzenie? 
Wszystko to wydaje mi się takie trudne, ale niestety niedługo muszę podjąć jakaś decyzję co mam dalej robić w swoim życiu. Poczułam się staro.
W pewnym momencie moje rozmyślania przerwały kroki. Ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam mężczyznę który biegnie przez park. Miał na sobie grubą, ocieplaną, czarną bluzę, i czerwone, dresowe, jakby od piżamy, spodnie. Na głowie miał czarną, zimową czapkę. Uśmiechnęłam się, gdyż wyglądał komicznie, Biegł powoli, ociężale. Zbliżał się bardzo wolno. Nie mogłam dostrzec jego twarzy gdyż nie założyłam okularów. Moja wada wzroku dawała się w takich momentach we znaki. Facet skupiał uwagę na swoich czerwonych, sportowych butach. Mogłam mu się przyglądać bez konsekwencji, że to zauważy. Kiedy był już stosunkowo blisko dostrzegłam jego twarz. To biegł Ed. Wybuchnęłam śmiechem, tak głośnym, że jego uwaga skupiła się na mnie. Nie mogłam przestać się śmiać. Skuliłam swoje nogi, objęłam je rękoma. Nic nie pomagało. Śmiałam się dalej. Sheeran w końcu podbiegł do mnie i usiadł na ławce.
- co to ma być? - spojrzałam w jego stronę ze łzami w oczach.
- biegam sobie, nie widać? muszę znaleźć sobie nowe hobby. - był zmęczony i cały czerwony. Ledwo mówił.
- nie możesz się tak przemęczać! Zaraz, jak to nowe hobby? a muzyka? - spoważniałam.
- muzyka, to nie hobby to moje życie, ale muszę trochę odpocząć. Wczoraj rozmawiałem z Taylor i uświadomiła mi kilka ważnych spraw. - powoli wracał mu oddech. 
- mianowicie? - zapytałam, co dziwne,
zaciekawiona.
- yhh - sapnął jakby nie miał ochoty mi o tym opowiadać. - no bo widzisz, właśnie skończyłem trasę koncertową - tyle wiedziałam, w końcu był bratem mojego przyjaciela, nie sposób było nie wiedzieć o nim takich rzeczy. - moi fani chcą nowego albumu, więcej piosenek, więcej koncertów. Nie to żebym był egoistą ale czuję, że potrzebna mi jest przerwa. Nie chcę obudzić się z przysłowiową ręką w nocniku, kiedy będę już za stary, na żonę, dzieci, normalne życie. Oczywiście będę cały czas z muzyką, ale potrzebuję przerwy. Co najmniej rok - Obok mnie na ławce siedzi Ed i jest szczery, nie do wiary.
- rozumiem Cię i nie widzę przeciwwskazań na taką przerwę. Jesteś bogaty. wynajmij sobie jakiś samolot, poleć na koniec świata i odpocznij. Należy ci się. - marzyłam o takim życiu, a kto by nie marzył?
- nie chcę sam - nagle rozległ się dźwięk z mojej komórki. Zrobiło mi się głupio, bo na dzwonek miałam ustawioną piosenkę Eda "addicted", tylko po to aby szybciej odbierać telefon. Ed zaśmiał się i zaczął powtarzać
- Oh nie, nie, nie...
- halo? - odebrałam. Matt poprosił żebym już przyszła do domu, bo mu się nudzi. Doskonale wiedział, gdzie jestem, dobrze mnie znał. - Ed też ma przyjść? - zapytałam, i wytłumaczyłam mu, jak się spotkaliśmy.
- chcę jeszcze chwilę posiedzieć tu sam. - odpowiedział Ed. - Matt słyszał, więc nie musiałam się powtarzać. Rozłączyłam się bez pożegnania i wstałam z ławki. 
- trzymaj się, rudy. - machnęłam ręką z uśmiechem na twarzy.
- pa - odpowiedział, również się uśmiechając.
_____________________________
Powili wprowadzam wygląd bohaterów. Nie mam na razie dokładnego planu przyszłości opowiadania, ponieważ gdybym miała to bym chciała bardzo szybko przejść do sedna. Ale, mam już pewien zarys :) Komentujcie, bo to mnie motywuje do dalszych działań. :) dzięki!


01 marca, 2015

II
Otworzyłam oczy, wpatrując się w biały sufit. Od razu rozpoznałam miejsce, na którym leżę. To była kanapa na której Ed obściskiwał się z brunetką... . Moja wyobraźnia zadziałała.Przekręciłam głowę na bok, czując, że nie zdążę do łazienki. Na podłodze leżała miska. Dzięki Bogu, a raczej, dzięki Matt. Zwymiotowałam. Po skończeniu tego niemiłego akcentu odchyliłam głowę na poduszkę, miękką poduszkę. 
Wczoraj zwymiotowałam przez obrzydzający mnie widok i głód, dziś przez wyobraźnię i również głód.
Matt usłyszawszy, że wstałam, przyszedł z gorącą herbatą. Podszedł do mnie i podał mi kubek
- pij pyszną gorącą herbatkę! - uśmiechnął się obnażając swoje lśniąco białe uzębienie. To dziwne, ale miał naprawdę białe zęby. Odpowiedziałam mu tym samym. Wzięłam od niego kubek i położyłam na stolik.
- pewnie jesteś bardzo głodna, ugotowałem rosół - nie uwierzyłam mu.
- z wody i kostki rosołowej? - zapytałam z nutką ironii. Matt wybuchnął śmiechem, a z nim ja. 
- musi się jeszcze chwilkę pogotować i zaraz ci nałożę. - wziął miskę która leżała zapełniona do połowy obok kanapy i poszedł do łazienki. Było mi go trochę żal, ale w końcu to mój przyjaciel.
Włączyłam radio. Oczywiście grali piosenkę Eda. Oczywiście piosenkę Eda o złamanym sercu bo jakże by inaczej? Mimo wszystko lubiłam jego piosenki. Moja noga zaczęła się kołysać w rytm muzyki. Kilka sekund później zaczęłam nucić, a kilkanaście sekund później śpiewać refren, razem z rudym. Dosłownie. Ed stał za kanapą zapewne odkąd włączyłam radio i w momencie refrenu razem zaśpiewaliśmy "I'll be druuuuuuunk again". W mgnieniu oka odwróciłam głowę w stronę rudego i oboje zaczęliśmy się śmiać. Oczywiście Ed wszystko zepsuł swoim komentarzem:
- Tylko nie zwymiotuj, bo wiesz, to taka piosenka o uczuciach - uśmiechnął się szyderczo i rozsiadł się wygodnie na fotelu obok kanapy. Wpatrywałam się w jego oczy z pogardą, prawdziwą irytacją i sztucznym uśmiechem. Wywnioskowałam, że połączenie tych emocji na mojej twarzy wyglądało co najmniej komicznie, gdyż Ed kolejny raz się zaśmiał. Tym razem z nutką przerażenia. Czyli jednak trochę osiągnęłam swój cel. 
Jego włosy, świeżo umyte, w świetle popołudniowego słońca były złote. 
- Złotowłosa. - powiedziałam zupełnie poważnie.
- Co? - Ed był najwidoczniej zamyślony i nie usłyszał. Nie zamierzałam się powtarzać, a on pytać ponownie.
Miał na sobie zieloną, dużo za dużą bluzę z dziurą na lewym rękawie wypaloną papierosem. Spodnie miał czarne, najzwyklejsze. 
Odrzuciłam kosmyki włosów opadające mi na twarz i usiadłam.
Kiedy do salonu wszedł Matt, Ed wstał.
- lecę do studnia, przyjdę o 16 z Tay.
- Okej, idź - Matt uderzył go pięścią w ramię, ale on to zignorował. Wyszedł.
- zaraz będzie rosół - oznajmił.
- okej, umieram z głodu - naprawdę, byłam bardzo głodna. - Co to była za dziewczyna?
- Ta od Eda? Hm, pewnie fanka na jedną noc. - zaśmiał się. Uważał, że jego brat nie robi takich rzeczy. Jednak ja uważam, że Ed to zupełnie nieprzewidywalna osoba, więc mógł to zrobić.
- śmiej się śmiej, a co jak to prawda? - rzuciłam mu pytające spojrzenie. Spoważniał.
- No co ty, nie Ed. - uśmiechnął się. Nie chciałam się z nim kłócić więc nie drążyłam tematu. Lecz on wprost uwielbiał to robić.
- Jeśli się nie mylę to była Annie, jego dobra przyjaciółka. Hm, przynajmniej do wczoraj przyjaciółka. Bo widzisz, kiedy zemdlałaś, położyłem Cię na kanapę i siedziałem przy tobie. Obudziłaś się za chwilę, ale ja kazałem ci spać. Byłaś tak zmęczona, że pewnie tego nie pamiętasz, ale do rzeczy. - usiadł na kanapie, przy moich nogach - Zasnęłaś, a ja siedziałem i czytałem książkę, nagle z pokoju Eda wyszła ta laska i powiedziała do niego coś w tym stylu, że jak mógł jej to zrobić, i, że nie chce go znać.
- typowe.... - skomentowałam.
- cśiii, ja opowiadam. Zmierzała do drzwi wyjściowych, ale zanim wyszła Ed przybiegł do niej i powiedział, że on nie szuka dziewczyny. Ta zaś uciekła z domu szlochając. Koniec. Podsumowując, Laska miała nadzieję, że jak pocałuje Eda to będą razem.
- typowe... - powtórzyłam się.
- tak to w życiu bywa. Dobra, idę po rosół. - wstał i poszedł do kuchni. Jakoś nie obchodziło mnie życie miłosne Eda, więc nie rozmyślałam na ten temat. Postanowiłam wrócić do słuchania radia. Leciała piosenka Taylor Swift, więc śpiewałam. W mojej wyobraźni za moimi plecami zaczęła śpiewać Tay. Jednak gdy się odwróciłam nie było jej, na szczęście.
Matt pojawił się z rosołem zanim minęła piosenka. Wyłączył radio, i postawił miskę na stole. 
- Jedz - podał mi łyżkę.
- dzięki - W mgnieniu oka nie było już zupy, położyłam się wygodnie na kanapie i rozłożyłam ręce do Matta aby przyszedł i mnie przytulił. Podszedł do mnie, ale zamiast uścisku zaczął mnie gilgotać po stopach. Zaczęłam nimi kopać i śmiać się. Łaskotki to moja pięta Achillesa. Kiedy skończył usiadł na kanapie, i mnie przytulił. 
- jaką książkę wczoraj czytałeś jak spałam? - zapytałam.
- King'a, "przebudzenie". Sam środek akcji został przerwany przez tą beksę Annie. Yhhh...
- dokończ teraz, na głos.
- świetny pomysł - podszedł do półki i wziął dość grubą książkę. Usiadł na fotelu i zaczął czytać.

____________________

Jestem sheerio i piszę blog dla podszkolenia j. polskiego. Dzięki za komentarze, motywujecie :)


28 lutego, 2015

I
Rozsiadłam się wygodnie w miękkim, kinowym fotelu. Było mi aż za wygodnie, naprawdę. Wyciągnęłam dłoń do pudełka z popcornem i natknęłam się na rękę Mateusza. Oboje spojrzeliśmy na siebie, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Wszystkie pary które przybyły do kina aby świętować walentynki spojrzały na nas obwiniającym wzrokiem.
- Och, dajcie spokój! Film się jeszcze nie zaczął. - Matt odpowiedział całkowicie bezwstydnie rozzłoszczonej widowni. Po czym  skupił swoją uwagę na mnie:
- chcesz coli?
- nie, dziękuję. - mimo tego, że byłam przy nim odważniejsza to bardzo nie lubiłam zwracać na siebie uwagi. Odetchnęłam z ulgą kiedy wszystkie światła zgasły i nikt już na mnie nie patrzył. Seans był bardzo nudny. W moim przekonaniu dłużył się godzinami. Jednak mojemu towarzyszowi bardzo się on podobał, więc nie byłam w stanie wyciągać go w środku filmu.
Tak, poszliśmy razem na premierę romantycznego filmu, tak, dziś jest 14 lutego. Samo sobie to zaprzecza ale nie jesteśmy parą. Jesteśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi od kilku dobrych lat, lecz nigdy nam nie przeszło przez myśl bycie razem. Mimo to kochaliśmy się jak brat i siostra. Zdecydowaliśmy się iść do kina właśnie w walentynki tylko i wyłącznie z nudów.
Kiedy seans się zakończył, oczywiście szczęśliwie jak to zawsze bywa w tego typu filmach za którymi swoją drogą nie przepadam, ale za to mój przyjaciel bardzo, wyszliśmy z sali kinowej. Ruszyliśmy w stronę wyjścia z galerii. 
- Podobał ci się? - zapytał podekscytowany Matt
- nie. - krótko i zwięźle.
- dlaczego? - uwielbiał drążyć każdy temat.
- bo, po pierwsze był przewidywalny, a po drugie wolę filmy akcji dobrze o tym wiesz - nie byłam zła, tylko zmęczona i głodna. Nudy film potrafi naprawdę wykończyć.
- no dobrze, rozumiem. Chodźmy do mnie coś zjeść.
- no, wreszcie jakieś konkrety! - uradowana złożyłam rękę w pięść i uderzyłam nią o ramię Matta.
- młoda, nie pozwalaj sobie. - powiedział, próbując udawać poważnego. Jednak widziałam jak jego lewy kącik ust powoli unosi się do góry.
- staruch. - odpowiedziałam całkiem poważnie. W przeciwieństwie do niego ja potrafiłam zachować powagę, a przynajmniej stwarzać pozory.
- Idziemy do mnie, zrobię kanapki. 
- kanapki? dobra ale bez pomidora.
- co? jak to bez?
- tak to, nie żartuj sobie. Robię się coraz bardziej głodna...
- dobrze, przepraszam, wiem, zaraz będziesz zła.
Odpowiedziałam głośnym śmiechem. Przez dalszą drogę milczeliśmy. Była to przyjemna cisza. Nie niezręczna.
W przeciągu pięciu minut byliśmy już pod domem Matta. Otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Był dżentelmenem. weszłam do przedpokoju, zdjęłam buty i wparowałam do     salonu zapalając przy okazji światło.
Widok który zobaczyłam przyprawił mnie o mdłości. Ed obściskujący brunetkę na kanapie. Jej ręka wplatała się w rude włosy chłopaka, które najwidoczniej nie były myte co najmniej tydzień. Zaś jego wylądowała zdecydowanie niżej. Trzymając brunetkę kurczowo za talię, Ed wpychał jej do ust swój język, penetrując nim wnętrze jamy ustnej dziewczyny. Gdy moje oczy to dostrzegły, zwymiotowałam prosto na drogie płytki rodziców mojego kumpla. Kiedy wyszedł już ze mnie cały obiad, 
zdezorientowana, wypaplałam pierwsze co przyszło mi na język:
- ekhem, wybaczcie. - Przynajmniej teraz przestali się całować.
- ALE JESTEM GŁODNY!!!! - wpadł Matt wykrzykując na cały dom. - o reeety Ed. mówiłem Ci o której będziemy. Mogłeś się uwinąć. No już, koniec amorów.
- Wybacz bracie, już idziemy do pokoju - powiedział Ed, z uśmiechem przeszywając wzrokiem swoją "koleżankę" - chodźmy Annie. A, i Matt, lepiej zacznij przyzwyczajać Grahama do całowania się bo coś chyba jej nie wychodzi...- wybuchnął śmiechem. i poprowadził swoją towarzyszkę w stronę korytarza. Jestem pewna że słyszałam ten śmiech jeszcze przez co najmniej pięć minut. Podeszłam Do Matta i wymamrotałam:
- przee...przeprasza..- nie zdążyłam dokończyć bo upadłam na ziemię. Zemdlałam