V
Szliśmy pustym chodnikiem w całkowitej
ciszy. Byłam pewna, że jak Matt tylko piśnie słowem uderzę go. Zaczynało się
robić chłodno więc przyśpieszyliśmy. Wokół było dużo piętrowych domów,
gdzieniegdzie przepiękne ogródki. Po równych dziesięciu minutach znaleźliśmy
się na tzw. "rozdrożu", gdzie w prawą stronę szło się do mojego
mieszkania, a w lewą do domu Sheerana. Nie zastanawiając się usiadłam na
drewnianej ławeczce i spojrzałam na Matta. Miał na sobie czarną kurtkę,
jeansowe spodnie i czarne buty sportowe. Jego ruda czupryna była w całkowitym
nieładzie, zapewne przez wiatr. Nagle zaczął kropić deszcz, ale tutaj to było
na porządku dziennym. Przymrużyłam lekko oczy, nadal wpatrując się w postać
mojego kolegi. Wpatrywał się w swoje buty, unikając ze mną kontaktu wzrokowego.
- jesteś podły, zrobiłeś to złośliwie. -
wymierzyłam w niego oskarżający palec.
- Graham, dobrze wiesz, że takie podrywy
i zauroczenia są płytkie. Dobrze wiesz, ale mimo to, robisz tak.
- proszę? - nie wierzyłam, w to co
słyszę. - to tylko niewinny flirt, poza tym, kiedy ja się ostatnio zakochałam,
zauroczyłam. No kiedy? - szybko wybuchałam gniewem, a w szczególności kiedy
ktoś mnie tak oskarżał. Wstałam i z pełną odwagą patrzyłam mu w oczy. Deszcz
zmoczył nas na tyle porządnie, że wyglądaliśmy jak mokre kury. Matt jak mokra
ruda kura. Niecierpliwie czekałam na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony, ale
on był obojętny, albo rozmyślał. Ja miałam ogromny mętlik w głowie, nie
potrafiłam się skupić. Zaczęłam nerwowo przebierać nogami. Jego postawa,
wpatrywanie się w chodnik było żenujące. - A może ty po prostu jesteś
zazdrosny? - Uśmiechnęłam się, może to było dosyć perfidne z mojej strony, ale
sam mnie do tego zmusił.
- Chyba sobie żartujesz? - Popatrzył na
mnie wzrokiem przepełnionym pogardą. Oboje zaśmialiśmy się. Matt podszedł do
mnie, objął w pasie i uniósł do góry. Cały czas się śmialiśmy. Pokręcił się
chwilę i postawił mnie na ziemię.
- Ok, wyjaśnię ci to przy herbacie
dobrze? - patrzył na mnie błagająco.
- No dobra, idziemy. - Skręciliśmy w
prawą stronę. Szliśmy ponownie w milczeniu, ale tym razem atmosfera nie była
tak napięta. Przemierzaliśmy drogę szybko, gdyż deszcz nadal padał. Minęliśmy
mały sad mojego starszego sąsiada, Kilka domków, osiedle, aż w końcu
znaleźliśmy się przed blokiem. Weszliśmy do środka i poszliśmy schodami na
drugie piętro. Przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je na szeroko.
Wpadłam pierwsza do domu i nastawiłam wodę na herbatę. Usiadłam na krzesełku w
kuchni i czekałam na Matta. Po chwili wparował rudy. Usiadł naprzeciwko mnie i
podwinął rękawy swojej bordowej bluzy.
- No więc, jaki masz problem. - nie
chciałam dłużej przeciągać tej bezsensownej sytuacji.
- Nie chcę po prostu, żeby ktoś Cię
skrzywdził. Chyba przyjaciele się o siebie troszczą nie? - gestykulował ręką. -
Niech ten cały Raker...
- Riker. - poprawiłam go.
- No, Riker. Niech wie, że nie jest
łatwo Cię zdobyć. - O matko Matt...Schowałam twarz w dłonie z zażenowania. Woda
się gotowała. Wstałam z krzesła i uderzyłam z pięści swojego kumpla w ramię.
On zareagował śmiechem.
Zrobiłam nam herbaty i w mgnieniu oka
myłam już kubki.
- Dobra to ja już będę się zbierał, ty
też zjedz sobie coś i odpocznij
- Co ty nie powiesz?
Uścisnął mnie na pożegnanie i
wyszedł.
______________________________________________________________
Leżałam wygodnie w swoim łóżeczku,
przykryta kocykiem. W ręku trzymałam kubek z gorącą czekoladą. Wreszcie miałam
chwilę na spokojne przemyślenie spraw. Musiałam coś ze sobą zrobić. Kilka
godzin spędziłam na myśleniu. O godzinie 21:00 Wstałam z łóżka i krzyknęłam.
- Wiem!
______________________________________
Otworzyłam oczy i przekręciłam głowę w
lewą stronę. Zegarek wskazywał 8:38. Powoli wstałam, wzięłam prysznic,
założyłam szarą, zwiewną sukienkę i przepasałam ją brązowym, cienkim
paseczkiem. Zrobiłam sobie delikatny makijaż.
Poszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki
dżem. Zrobiłam, dwie kanapki, ale zjadłam tylko jedną. Po śniadaniu poszłam do
pokoju i usiadłam przed ogromnym oknem, z którego widok przenosił mnie na duży ogród
sąsiada Marksa. Siedziałam w ciszy i czułam się błogo. Nagle mój telefon
zawibrował. Nie chciało mi się wstawać, więc siedziałam dalej na ziemi i
przymknęłam oczy. Kołysałam się lekko na boki w celu odprężenia. Zapowiadał się
ciekawy, pełny radości dzień. Telefon ponownie zawibrował, tym razem długo i
nieustająco. Byłam zmuszona wstać. Podeszłam do łoża i odebrałam.
- Tak?
- Graham! przychodź szybko do knajpy,
jest ten super blondasek i pytał się o Ciebie.
- Suzy ja też mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Zaraz będę. Cieszyłam się, ale nie byłam pewna czy dlatego, że spotkam Rikera,
czy oznajmię Suzy o swojej decyzji. Chyba z tych obu powodów.
Wolnym truchtem byłam pod
"Onionem" w kilka minut. Przed wejściem poprawiłam
czerwony płaszcz i delikatnie roztrzepałam włosy. W środku
zobaczyłam Suzy przy ladzie. Jak zwykle przyjmowała zamówienie z ogromnym
"entuzjazmem". Weszłam dalej i zobaczyłam Rikera siedzącego w tym
samym miejscu co wczoraj. Uśmiechnęłam się na jego widok i machnęłam lekko ręką.
On również się uśmiechnął. Podeszłam do lady i uścisnęłam Suz.
- Co to za wiadomość - była bardzo
podekscytowana.
- Przyjdź dziś do mnie o 19, a się
dowiesz. - uśmiechnęłam się, wiedziałam, że trudno jej będzie wytrzymać tyle
czasu.
- Słucham? Jesteś podła.A teraz leć do
tego przystojniaka! - rzuciła spojrzeniem na Rikera.
Bez słowa przysiadłam się do mojego nowo
poznanego kolegi. Zdjęłam płaszcz i położyłam go na siedzenie obok.
- Co słychać? - zapytał zaciekawiony.
- Hmm, w sumie to nic takiego. Dowiedziałam
się, że mam super przyjaciela, poznałam przystojnego blondyna, jutro
wyjeżdżam, wymiotuję gdy ktoś się całuje. A u Ciebie?
- Czekaj,co? - Riker wydawał się być
bardzo zdumiony moją wypowiedzią - Jak to wyjeżdżasz?
- Myślałam, że bardziej zwrócisz uwagę
na "przystojnego blondyna"...
- To też, ale gdzie wyjeżdżasz? Nie
zobaczymy się już?
- Daleko, ale wrócę jeszcze. Możemy się
kontaktować telefonicznie.- próbowałam coś wymyślić.
- Rety, przepraszam Cię, muszę już
pędzić, obiecuję, że jeszcze się zobaczymy. - Riker wstał, wziął w rękę swój
czarny płaszcz, klepnął mnie w ramię i w mgnieniu oka wyszedł z knajpy. Byłam w
rozsypce. Czyżby nie chciał mnie już znać? Postanowiłam się tym nie przejmować.
Wróciłam do domu i stwierdziłam, że bieganie pomoże mi w ucieczce od tego mętliku. Założyłam zwykłe, czarne legginsy i
za dużą, błękitną bluzę. Wyszłam z mieszkania i Założyłam słuchawki na uszy.
Puściłam pierwszą, lepszą piosenkę z telefonu. Wypadło na Edka - Friends.
Zaczęłam bieg, może nie minęła nawet minuta zanim znalazłam się obok sadu, w
którym siedział sobie staruszek. Automatycznie zatrzymałam się i zdjęłam
słuchawki.
-Dzień dobry Panie
Marks!- krzyknęłam dosyć głośno, tak aby usłyszał.
- Witaj Graham! - Starszy mężczyzna
zbliżał się powoli do bramy. Traktowałam go jak swojego dziadka. Był bardzo
mądry, nauczył mnie wielu rzeczy. Dzięki niemu łatwiej było mi rozwiązywać
życiowe problemy. W pewnym stopniu zastępował mi rodziców.
- Co u ciebie słychać? - zapytał ze
zmęczeniem. Miał już około 80 lat, ale i tak dobrze się trzymał jak na swój
wiek.
- wszystko w porządku, jak zawsze. A u Pana?
- jakoś leci.
- Wie Pan, Panie Marks, przyszłam się
pożegnać. Jutro wyruszam w świat – powiedziałam dumnie.
- OO! Co to za nowina, niezmiernie się
cieszę. Pamiętaj tylko żeby wrócić do domu. Ale jak już będziesz tam gdzie
jedziesz, wyślij mi pocztówkę. – miłe było to, że nie dopytywał się gdzie
zamierzam wyjechać. Ceniłam to sobie. Nienawidziłam wścibskich ludzi.
- Oczywiście, że wyślę! Nie zapomnę o
Panu! Do zobaczenia, życzę dużo zdrowia! – krzyknęłam i zamierzałam ruszyć w dalszą
drogę, ale usłyszałam jeszcze kilka słów od Pana Marksa na odchodnym
- Ja ci życzę dużo szczęścia!
______________________________________
Byłam już lekko zmęczona, a skończyła się dopiero trzecia
piosenka „runaway”. Postanowiłam wracać już do domu. Biegłam truchtem. Na dworze było przyjemnie ciepło, może 6-9 stopni. Byłam radosna, może już
wszystko się ułoży? Tak, pewnie tak.
W domu wzięłam gorący prysznic i ponownie założyłam szarą
sukienkę. Wyciągnęłam telefon z bluzy leżącej na pralce i napisałam esemesa do
Matta: „Przyjdź z Edem o 19, ważna sprawa”. Po minucie odpisał: „Dobrze, na
pewno będziemy!”.
Zaczęłam przyrządzać jedzenie, Zrobiłam sałatkę ze składników
które znalazłam w lodówce, a do tego pokroiłam bułki grahamki. Uwielbiałam je! Dlatego
też, moi przyjaciele dali mi taką ksywkę. „Graham”.
Była już 18:45 więc postanowiłam
włączyć muzykę w pokoju. Nie chciałam się ośmieszyć przy Edzie, więc puściłam
specjalną playlistę gdzie nie było jego żadnych piosenek. Na pierwszy ogień
wypaliła polska piosenka „bez znieczulenia” zespołu „happysad”. Coś ciągnęło
mnie do tego kraju. Zapewne to, że się w nim urodziłam i mieszkałam do 8 roku
życia. Rodzice postanowili się przeprowadzić, bo trudno im było utrzymać mnie i
moich dwóch braci. W Londynie wiodło nam się dobrze, ale po śmierci rodziców,
bracia wrócili do Polski, ja zostałam. Sama się zastanawiam, jak to by było
gdybym wtedy z nimi wróciła. Nie poznałabym Matta, mojego najlepszego
przyjaciela, Suzy super kumpelki, i bogacza, ale z ładnym głosem, Eda. Lubiłam
go, chociaż charakterem nie był ani trochę podobny do Matta. Był podrywaczem i
takim, troszkę egoistą. Dlatego też nie przyjaźniłam się z nim. Chociaż
widywałam prawie codziennie.
Nagle po mieszkaniu rozległ się
dzwonek. Ktoś już przybył. Wstałam poprawiłam sukienkę i podeszłam do drzwi. Otworzyłam
i zobaczyłam Rudego.
- No hej! – Ed odrzekł z
entuzjazmem i wparował do pokoju, niczym do własnego domu.
- Cześć, a gdzie Matt?
- Poszedł jeszcze po winko.
Uśmiechnęłam się. Zaprosiłam Eda do
saloniku. Usiadł na kanapie i pierwsze co zrobił to poczęstował się chipsami ze
stolika. Wziął całą garść i przy okazji porozrzucał kilka na moją przepiękną,
zieloną kanapę.
- Świnka – krzyknęłam, po czym usiadłam na fotelu.
- zaraz to posprzątam spokojnie. –
Było to dość komiczne.
- niedawno jeszcze biegałeś, a
teraz się obżerasz – byłam szczera, niekiedy za bardzo.
- Chyba mi nie zabronisz. – mówił z
pełną buzią. Zaczęłam się śmiać. Do pokoju wszedł Matt i Suzy.
- Witam was moi mili, siadajcie. –
wskazałam dłonią kanapę. Byli lekko zaskoczeni moim specyficznym humorem.
Myślę, że trochę się bali. Podeszli do kanapy i delikatnie usiedli. W tle leciała cały czas piosenka happysad. Nie chciałam dłużyć już tej krępującej niezręczności więc krzyknęłam.
- No więc, Jutro wyjeżdżam do
Polski!
Kiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuń